Karaiby

Pod koniec dnia, to prawie JEST czyjś klub, a tym kimś jest miejscowy rybak Floyd Forbes. Floyd miał sen, który widzisz – dosłowny sen – o barze wynurzającym się z morza na drewnianych szczudłach, oazie na środku oceanu. W 2001 roku Floyd zrealizował tę wymarzoną rzeczywistość, wypuszczając drewno do zatoki na swojej łodzi rybackiej i budując swoją wymarzoną belkę jedną deską na raz.

Początkowo bar na wodzie był w zasadzie własnym osobistym salonem Floyda, gdzie on i jego koledzy z rybaków mogli zagrać kilka kostek domina i po całym dniu pracy wyrzucić kilka zimnych. Wkrótce jednak jego zrujnowany raj został odkryty przez lokalną branżę turystyczną, która pomogła Floydowi uczynić to miejsce uczciwym w prowadzeniu bożonarodzeniowego przedsiębiorstwa, w przejrzystej i korzystnej dla wszystkich transakcji. Pomimo tego bar został prawie zamknięty z powodu obaw o wpływ na środowisko i zagrożenie pożarowe. Jednak po pewnej sprytnej legalnej nawigacji bar pozostał otwarty, a teraz ma małą kolekcję gaśnic!

W barze znajduje się także mnóstwo pozornie przypadkowych pamiątek wiszących na ścianach. Te bibeloty zawierają wszystko, od tablic rejestracyjnych z całego świata po flagi zawieszone na wszystkich rogach. Podczas wizyty, jeśli nie możesz przynieść większej pamiątki do powieszenia, zabierz ze sobą wierny Sharpe lub scyzoryk, aby wyróżnić się na tej wspaniałej i stale rozwijającej się strukturze.

Jedną z głównych atrakcji w barze Pelican, oprócz unikalnego wystroju, jest ciepła i czysta woda wokół niego. Sam Bar Pelican zbudowany jest na piasku, który rozciąga się we wszystkich kierunkach, umożliwiając łatwe spacery. Ostrzegamy jednak, że jeśli będziecie wędrować zbyt daleko, możecie spotkać jeżowce. Ale nie bój się! Jeśli po prostu unikniesz nadepnięcia na niego i zostawisz go tam, gdzie jest, wkrótce zostanie zepchnięty z piasku.

Obecnie 20-minutowa przejażdżka łodzią prowadzi do baru Pelican, gdzie można zjeść, wypić, opalać się, popływać i ewentualnie otrzymać zaproszenie do gry w domino. Pomimo lokalnych hoteli nadających miejscu moc, jest to na koniec dnia chatka na palach na milę. Nie ma toalety, wracasz do domu, gdy przyjeżdża łódź, a kiedy woda jest ciepła i płytka, pijane potknięcia pływają do domu nie są zalecane.

Głupoty Ruiny

Na prywatnym półwyspie u ujścia portu w Port Antonio stoją ruiny rozpadającej się posiadłości. Kiedyś najbardziej okazały dom na Jamajce, rozkładająca się powłoka przyciągnęła swój udział w legendach – tak jak można się było spodziewać po jakimkolwiek cieniu dawno już minionej wspaniałości.

Głupkowate ruiny zostały przypisane głupiemu i dumnemu mężczyźnie, który ma nadzieję zaimponować swojej narzeczonej. Według wspólnej opowieści wielki dom został zbudowany przez Amerykanina jako dar dla jego narzeczonej. W pośpiechu, by zbudować rezydencję, bezmyślnie wymieszał cement ze słoną wodą ze względów praktycznych, co osłabiło materiał i zardzewiało stalową infrastrukturę. Cały budynek zaczął się rozpadać wkrótce po wybudowaniu. Kiedy bogaty Amerykanin zaniósł swoją nową żonę przez próg, zobaczyła, że ​​już się rozpada i wykrzyknęła: „Co za głupota!” Wyjechała z Jamajki i nigdy nie wróciła, a bogacz opuścił „Folly Mansion”, aby się rozpaść – jak ich kochanie – z powrotem w piasek.

Prawdziwa historia jest jednak mniej dramatyczna, ale o wiele bajeczna. We wczesnych latach XX wieku Alfred Mitchell, biznesmen z Salem w stanie Connecticut, odwiedził Port Antonio ze swoją żoną Annie Tiffany, spadkobierczynią fortuny Tiffany. Zakochali się w tym regionie, aw 1905 r. Kupili ziemię (która od 120 lat była znana jako Folly Point) i zaczęli budować willę, w której mogli spędzać zimy. Gotowy produkt był rozległy, wystawny dwór zbudowany w stylu rzymskiej willi, z ponad 60 pokojami.

Ekstrawagancki dwór obejmował napędzany parą generator, światła elektryczne, bieżącą wodę, saunę i napędzany wiatrem generator do pompowania wody morskiej do krytych basenów. Posiadłość obejmowała stajnie oraz menażerię pawi i małp. Mitchell sprowadził drugi samochód Jamajki, samochód turystyczny marki Rolls Royce, aby odbywać wesołe przejażdżki po Folly Point.

Jak każda dobra legenda, ta związana z Folly Ruins zawiera jądro prawdy. Całe pierwsze piętro domu wykonano z betonu (ponieważ trudno było znaleźć wysokiej jakości drewno lub cegły w okolicy) i wydaje się, że beton był w rzeczywistości zmieszany z wodą morską. Jednakże, biorąc pod uwagę fakt, że betonowa część domu pozostała niezmieniona przez ponad 100 lat, to oczywiście nie spowodowało tego rodzaju natychmiastowego pogorszenia struktury opisanego w legendzie.

Rodzina Mitchell żyła w komfortowym, luksusowym życiu na Folly Point do 1911 roku, kiedy Alfred Mitchell zmarł w wieku 80 lat. Annie pozostała w rezydencji przez kilka lat, ale wróciła do Stanów Zjednoczonych w momencie wybuchu I wojny światowej. ziemia została sprzedana, ale nowy właściciel porzucił nieruchomość kilka lat później, co doprowadziło do tego, że dom został oczyszczony i popadł w ruinę. Drugie piętro upadło z powodu grabieży i zaniedbań w 1936 roku. Obecnie jest własnością rządu jamajskiego.

Najsilniejszy znak wielkiego domu Alfreda Mitchella znajduje się na pobliskiej niezamieszkałej wyspie. Znana oficjalnie jako Wyspa Drewna, małpy menażerii Mitchellów mogły swobodnie wędrować, bawić się i rozmnażać na wyspie, a zatem obecnie są znane miejscowym jako Wyspa Małp.

Folly Ruins jest ogrodzony dla bezpieczeństwa, ale można go łatwo znaleźć i oglądać z ogrodzenia. Aby uzyskać dostęp, wyłącz Alan Avenue na polnej drodze tuż przed boiskiem do krykieta. Skręć w prawo za boiskiem do krykieta i podążaj drogą gruntową do rezydencji.

Arecibo Observatory

Jeśli chodzi o teleskopy, niewiele jest tak inspirujących, jak te w Obserwatorium Arecibo w Puerto Rico. Na głębokości 1000 stóp (305 metrów) i głębokości 167 stóp, teleskop Arecibo jest największym i najbardziej czułym radioteleskopem na świecie.

Zbudowany w naturalnym otworze z wapienia, teleskop wykonany jest z prawie 40 000 perforowanych paneli aluminiowych o powierzchni około dwudziestu akrów. Ogromna metalowa antena działa w podobny sposób jak bardziej znane teleskopy optyczne. Jednak zamiast zbierać i odbijać światło widzialne (które ma fale mniejsze niż szerokość ludzkiego włosa), radioteleskop Arecibo działa jak lustro dla fal radiowych o długościach fal od 3 centymetrów do 6 metrów.